Autor Wątek: Cuda i gorzkie żniwa  (Przeczytany 4597 razy)

Offline Filip dnia: Lipiec 04, 2005, 01:24:08

  • Praktyk
  • *
  • Wiadomości: 17
Minął ponad miesiąc od mojego 4-tego kroku.
Doznałem kilku cudeniek... Pięknie...
Chodziłem (i jeździłem:) jak odurzony...
Teraz jest... lepiej...prościej...choć może nie "łatwiej".
Moje życie się zmienia, serce chętniej otwiera się na ludzi.
Ale też niedługo po moim 4-tym kroku dostałem sygnał, ile żalu i złości do mnie jest w osobie, której wybaczałem. Wcześniej - przez lata całe - odbierałem jej gniew, agresję i tym podbne akty "nie-miłości", jednak nie czułem, że jestem w jakiś sposób za nie odpowiedzialny (a przynajmniej za część z nich). Aż tu ostatnio z ust mojej mamy (bo jej właśnie wybaczałem) usłyszałem: "nie rozmiękczaj tego, co zrobiłeś!"...
OK. Poczułem ten "towar", który naprodukowałem w latach "zemsty" i trzymania jej na smyczy "winy". Poczułem dokładnie tylko to co sam stworzyłem, nic więcej (nic, co wcześniej dostawałem "za innych", "za całą ludzkość").
W Wigilię, gdy dzieliliśmy się opłatkiem powiedziałem na koniec "kocham cię, mamo" i wzruszyłem. Mama zamykała oczy i zagryzała usta tak jakby nie chciała tego przyjąć, jakby nie wierzyła... ? (Notabene: mama zwykle ucieka gdy chcę ją przytulić, jest cała sztywna i zablokowana. Klasyka...).
Przez ostatnie kilka tygodni zdarzyło się, że kilkakrotnie powiedziałem lub napisałem do niej "mamusiu". Efekt jest taki, że 2 dni temu dostałem od niej sms-a, w którym napisała: "Zawsze, kiedy występuje słowo mamusia, to po to, żeby mi dop..." i że to "delikatnie mówiąc złośliwość" (i dalej w podobnym anty- tonie). Szok!  :shock:

Czy nie jest gotowa na moją miłość?
A może nie chce/nie umie kochać?

Nie będę ukrywał, że mnie to nie ruszyło. Ruszyło i to bardzo (a więc jest moje...). Zobaczyłem, czego moja mama nie akceptuje w sobie i doświadczyłem, że mówię do niej od serca. Chciałem odpisywać, dzwonić, ale kompletnie mnie zatkało. Nic mądrego, co by "zlepszyło" tę sytuację, nie przyszło mi do głowy. Mama od wielu lat woli pozycję "ofiary". Co z tym robić nie wiem.  :(

Oczywiście, aż chce się pisać i mówić jej mamusiu ile wlezie, bo tego jej widać trzeba  :D   Z drugiej strony "robić jej przykrość" ...  :wink: Ciężka sprawa. Niektórzy
nie dają się kochać i robią wiele, żeby to trwało.

Jest w tym wszystkim ("chcę, żeby mama była szczęśliwa")- coś z uczuć małego chłopca i męczy mnie zarówno ta "niedojrzałość" we mnie, jak i to, że ta relacja, pomimo tylu zmian na lepsze i sukcesów nadal nie jest dla mojej mamy warta wysiłku, współpracy... Cóż, mogę ulepszać tylko siebie, kochać i czekać... I również: nauczyć się kochać siebie.
OK.
Jestem świeżo po przeczytaniu twojego artykułu Andrzeju, pt."Szczegóły"
http://cyo.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=113&Itemid=2
który rzucił pewne światło także na mój problem. (Podobała mi się konsekwencja ikonek zamiast słowa, i w ogóle cały tekst jest budujący).
Z jednej strony zatem - tak, jak najbardziej tak, jest we mnie pokora i chęć odstąpienia od "przykrych" zwrotów (fakt, nikt u mnie terapii nie zamawiał :), ale z drugiej strony piszesz wszak o subtelnej różnicy między ranieniem a urażaniem:

     "...gdy ty urażając ją dajesz informację o tym gdzie ma chore miejsca i szansę na      wyleczenie".
 
Nie mówiłem "mamusiu" z premedytacją, ale wygląda mi to na ten przypadek.
I piszesz jeszcze:

     "...bo obrona przed urażaniem = ucieczka przed wyzdrowieniem"

I wiadomo kto zaciera ręce.
Nic na siłę. Wszystko z czuciem. Wiem to i stosuję. I oczywiście nie moja niby to sprawa, żeby moja mama była szczęśliwa, tylko w pierwszej kolejności jej. No ale jak się domyślasz, nie jest to takie proste (choć mam nadzieję, że kiedyś będzie :) , kiedy ktoś komplikuje życie sobie i w jakiś sposób całemu otoczeniu/rodzinie. Wczoraj pomyślałem, że to największy egoizm - pozostawać nieszczęśliwym, prawie nic (skutecznie) z tym nie robić i całym sobą krzyczeć: jestem biedna/y! jestem ofiarą! i to wszystko przez was, a ja jestem taka cudowna!
Urodziłem się z prawem do szczęścia i radości życia. Jestem tu po to by cieszyć się życiem, kochać i być kochanym.

Offline Andrzej #1 dnia: Lipiec 04, 2005, 01:29:04

  • Administrator
  • ****
  • Wiadomości: 104
    • http://cYo.pl/
Cytat: Filip
Wczoraj pomyślałem, że to największy egoizm - pozostawać nieszczęśliwym, prawie nic (skutecznie) z tym nie robić i całym sobą krzyczeć: jestem biedna/y! jestem ofiarą! i to wszystko przez was, a ja jestem taka cudowna!
Zgadzam się w 110%, te 10% stąd że według mnie nie trzeba nawet krzyczeć.

Z mojej praktyki wynika że:
"Jeśli Ty chcesz komuś pomóc, Ty musisz iść do niego, na zasadach (dokładnie) takich jakie on akceptuje."

Trzeba stanąć obok, pół kroku za nim - w żadnym wypadku na przeciw.
Słońce świeci cały czas.

Offline Filip #2 dnia: Lipiec 04, 2005, 01:29:53

  • Praktyk
  • *
  • Wiadomości: 17
Zawsze kiedy odpowiadasz i najczęściej jest to właśnie to czego potrzebuję, generalnie to jest TO, czuję, że otwiera mi się takie miejsce w sercu, gdzie to wszystko o co pytam jest - bo było, czekało - zapisane. Żeby tak mieć dostęp do tej "bazy" non-stop. Są jakieś metody poza oddychaniem? ;)
Jestem ci głęboko wdzięczny za każde słowo którym powodujesz, że coś się we mnie porusza.  :cry:
Urodziłem się z prawem do szczęścia i radości życia. Jestem tu po to by cieszyć się życiem, kochać i być kochanym.