No tak....bo ja strasznie nie lubię jak czegoś nie rozumiem. Może jest to też kwestia zaufania. Przypomina mi się najgroźniejsza, najwyższa, najbardziej prostopadła zjeżdżalnia w Water Parku. Nazwe też miała groźną. Z jakim wrzaskiem, ale jednak, odważyłam sie zjechać. Oczekiwanie miałam jedno - że przeżyje. Emocje były tak silne
że nogi mi sie trzęsły jeszcze dobry kwadrans po wyczynie. A potem satysfakcja i relax na leżaczku. Rozkoszowanie sie własną odwagą
No i tak jest podobnie z wybaczaniem. Tylko, że w tym wyczynie boję sie, że jeśli dam sie porwać żywiołowi własnych emocji to "nie przeżyje", bo pouszkadzam siebie i innych po drodze. Nikt nie może mi dać gwarancji, że nie skrzywdzę sama siebie.
A rozumienie i "inteligentny rozwój duchowy" dają możliwość kontroli nad sytuacją, a przez to bezpieczeństwa. ( Co ja mam z tym bezpieczeństwem?)
A Ty wiesz, co masz w środku?
Jakie atrakcje sobie przygotowałeś ?
Wejdziesz na tyle głęboko, na ile sobie ufasz.
Nie da się przejść przez rzeke suchą nogą ( chciałam napisać chudą
) , ale zawsze można pokombinować jak ją przeskoczyć
....
....albo obejść dookoła ( to dopiero wyczyn )
Niektórzy to podobno lewitują. Teraz wiem po co
A poza tym jesteśmy zawsze łapani w nazwy. Ja do tej pory nie mam jasności co do drugiego kroku. No i co ma czucie jeśli są zasady, szyfladki "postępowania procesowego", jeśli do tej pory nie rozumiem kur... kwestii górki i dołka
. Gdzie przestrzeń na emocje jeśli nie ma jasności takich pierdół ?
Idziemy na emocje? To idźmy. A reszta niech nas wspiera, a nie przeszkadza ( w moim przypadku notorycznie, chociaz pod tym względem to jestem chyba szczególnym przypadkiem i używanie "my" jest błędne )