WYŁĄCZNIE O WYBACZANIU > Forum ogólne na temat wybaczania

Po co wybaczać?

(1/3) > >>

Cordis:
Zaglądam na to Forum codziennie (nie zawsze się loguję)  i zadziwia mnie to milczenie.
Czyżby nie było o czym pisać? Nie było czym się dzielić?
Może to ten problem, o którym pisali inni w już gdzieś ( nie mogę znaleźć gdzie? :shock: ), że jak się naprawdę wybaczy, trudno sobie przypomnieć co i jak?

Zastanawiałam się, co mnie skłoniło do mojego pierwszego wyjazdu na Wybaczanie?
Zawodowo zajmuję się pomaganiem cierpiącym (w szerokim tego słowa znaczeniu). Często widywałam ludzi zniszczonych przez nienawiść. Nie nienawiść innych, ale ich własną!!!
Chyba to mnie najbardziej zdumiało - nienawiść i poczucie krzywdy najbardziej niebezpieczne są dla tego, kto je nosi w sercu!!!
Równie destrukcyjne jest chyba jeszcze tylko poczucie winy, ale to w końcu tylko inne ukierunkowanie nienawiści.
Nienawiść jest jak trucizna!!!. Nie ważne, czy jest skierowana na zewnątrz, czy w siebie. Jest jadem, który przeżera wszystko - ciało, umysł, serce, duszę.
Mówi się coraz częściej, że przewlekła nienawiść, żal (do innych lub siebie) jest czynnikiem sprzyjającym rozwijaniu się wielu chorób, np: nowotworów.
Coś w tym jest, bo nienawiść to jak narośl na duszy.
Kiedyś stanęłam przed zagrożeniem znienawidzenia kogoś. Czułam nienawiść!!! Soczystą, czystą nienawiść. Jakie to było kusząco piękne!!!  :twisted:
Przez moment wszystko wydawało się jasne:
- TO ON JEST WSZYSTKIEMU WINIEN!!! Ja jestem tylko Biedną Ofiarą!!!  /bok/
Otrzeźwiło mnie jedno - wspomnienie dwojga ludzi, których dość dobrze znałam, a którzy spędzili blisko 30 lat na wzajemnej walce o udowodnienie sobie, kto był bardziej winien. Obydwoje już nie żyli. Obydwoje zmarli na raka w ciągu 2 lat po sobie.
W sumie to jestem im wdzieczna, że pojawili się w moim życiu, bo być może uratowali mi życie. Ich wspomnienie sprawiło, że zrobiłam wiele, aby nie dać się zwieść pokusie nienawiści i ugrzęźnięcia w roli ofiary.
Dziś spotkania z człowiekiem, do którego przez chwilę czułam nienawiść, już nie są bolesne. Dziś czuję się też dużo szczęśliwsza, bo:
ocaliłam moją wolność - nie jestem niczyją ofiarą. :)
Wg mnie warto było podjąć trud wybaczania.  :mrgreen:

Weronika:
Pisze, aby podzielić się z Wami tym co się zadziało z moim wybaczaniem. Kilka tygodni temu " puściłam" moje kamyki.  Zaczęłam się czuć jak bezbronne ciele, które idzie na rzeź. Więc pare dni temu znalazłam  następne . Dzięki nim jestem bezpieczna. Chronią mnie, aby nie mógł mnie skrzywdzić. (I tylko znowu troche bezsenności i obsesji... :D)

Andrzej:

--- Cytat: Weronika w Października 17, 2005, 15:12:19 ---Pisze, aby podzielić się z Wami tym co się zadziało z moim wybaczaniem. Kilka tygodni temu " puściłam" moje kamyki.  Zaczęłam się czuć jak bezbronne ciele, które idzie na rzeź. Więc pare dni temu znalazłam  następne. Dzięki nim jestem bezpieczna. Chronią mnie, aby nie mógł mnie skrzywdzić. (I tylko znowu troche bezsenności i obsesji... :D )

--- Koniec cytatu ---

Witaj Weroniko.
Odnoszę wrażenie że nie jesteś ukontentowana swoim procesem wybaczaniowym. Z Twojej wypowiedzi nasuwa się wniosek, że wybaczanie odbyło się skutecznie, ale jako takie jest raczej bez sensu.

Tematem tego wątku jest pytanie:
Po co wybaczać?Jeśli mamy znaleźć przyczynę (a może i sposób zaradzenia) Twojego niezadowolenia, musimy zacząć od szczerej odpowiedzi na następujące pytania.
* Czy pamiętasz jaki był cel twojego wybaczania?
* Z jakim zamiarem przyjechałaś na trening?
* Co dzięki procesowi wybaczania zamierzałaś osiągnąć?

Kaja:
Weroniko, po przeczytaniu tego co napisałaś zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście dzięki tym „kamieniom” jesteśmy bezpieczni?!? Oj, obawiam się, że to złudzenie.
Ja mam dość życia będącego oczekiwaniem na atak, uzbrajania się na jego ewentualność, itd.
Pomijając kwestię „myśli twórczej” – pamiętam swoje zdumienie oraz wielką radość: przyjechałam do Zapałówki po takim maratonie terapeutyczno-wybaczaniowym i zauważyłam, że wreszcie nie muszę spoglądać przez ramię, nie ma we mnie potrzeby nadsłuchiwania cudzych kroków, pilnowania tego co dzieje się za moimi plecami...
Ulga, więcej energii na bycie w teraz. Właśnie wtedy, gdy ręce stały się puste, moje poczucie bezpieczeństwa wzrosło.

Andrzej przytomnie podkreśla temat wątku: po co wybaczać?
Jakoś nie ma we mnie chęci na snucie opowieści o możliwych (nie chcę wmanewrować się w pułapkę oczekiwań) efektach wybaczania.
Pamiętasz pewnie naszą wakacyjną wyprawę? Czy ciężar plecaka nie przeszkadzał Ci w dostrzeganiu tego co wokół, czy byłaś w stanie czuć coś więcej ... Ja nie tęsknię za tym obciążeniem.

To tyle na tą chwilę, pozdrawiam  /kwiatek/

Weronika:
Po co wybaczać?


--- Cytat: Andrzej w Października 17, 2005, 19:35:32 ---
* Czy pamiętasz jaki był cel twojego wybaczania?
* Z jakim zamiarem przyjechałaś na trening?
* Co dzięki procesowi wybaczania zamierzałaś osiągnąć?
--- Koniec cytatu ---

Pierwsze co przyszło. No jak to jaki cel ? Pozbyć się tego s****
   Stwierdziłam, że odpowiedzi na te pytania są dla mnie za trudne. Nie wiem. Nic nie wiem. Nawet nie mogłam sobie za bardzo odpowiedzieć "co wybaczałam". Zgoda na odejście, zgoda na odejście... miała być i coś jeszcze, co..? I już nic. O!
   Jeśli porównać wybaczanie do korytarza z kolejnymi pozamykanymi drzwiami to albo tych pierwszych rzeczywiście nie otworzyłam, albo tak szybko się za mną zatrzasnęły, że wpadłam nosem prosto w następne. Przeciągi, cholera!
   Przecież stało się COŚ. Stało się COŚ na pewno. Była magia. I był koszmar. Serce łup, łup i to coś co nazywa sie stany lękowe. Ale jakie!! Odjazd. Wszystko można sobie wytłumaczyć. Wszystko można... zrozumieć. Głupia jestem do tej pory.
 
    Więc patrzę na to co czuję. Co jest.

    Płaczę.

    Jeśli pozwoliłabym mu odejść, to czy nadal czułabym go każdego dnia w kawałkach mej skóry? Ile myśli dziennie wędruje ? Nie widuje, nie rozmawiam (zabroniłam sobie) a jednak boję się, że wyjedzie. Pomimo tego, że nawet bym o tym nie wiedziała. Płaczę, że mnie nie kocha. Że oszukiwał. Boli odrzucona miłość. (I znowu flash! To oto mi tu  chodzi?) "Pokaż mi, że mnie kochasz. Jak jestem wredna i żałosna. Pokaż mi, że mnie kochasz. Właśnie wtedy.
" Pokazał....
     Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje..."
Biedna kalina. Codziennie obrywałam jej liście po drodze do pracy... Nadal jestem zazdrosna.

     ON nadal jest. Nie osiągnęłam zamierzonego celu.
   
     Czy to kolejne drzwi? Czy te same? Czy boję się przyznać, że nie wybaczyłam i nie wybaczę? Nie wiem.
      Opierdol mnie Andrzej raz a porządnie. Proszę. /mur/  Może być tak : /kill/

     Kamyczki są dla mnie po to, aby trzymać się od niego z daleka. Tam gdzie mam zaćmienia, one są widoczne.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej