WYŁĄCZNIE O WYBACZANIU > Forum ogólne na temat wybaczania

Mówić czy nie mówić o Wybaczaniu "niewtajemniczonym" ?

(1/3) > >>

Filip:
Słuchajcie - uległem lekkiemu oszołomieniu i ostatnio przy lada okazji, w każdej opowieści znajomych bliższych i dalszych dopatruję się przyczyn jakichś życiowych katastrof w nie-wybaczeniu. Zapewne tak jest.  Dopadł mnie taki duch mądrali, co to na wszystko ma jedno remedium. Czuję, że w tym zahaczaniu o wybaczanie w różnych rozmowach z "niewtajemniczonymi" jest coś zamiast mojego wybaczania. Jakbym sobie osładzał ten ból (popularna ucieczka w zajmowanie się innymi zapewne  :? ).

Myślę, że ten moment w którym korci, żeby coś chlapnąć na temat wybaczania, to może być sygnał, rodzaj wsparcia, aby wzmocnić, "ocknąć" swoją praktykę.

Jednak: mówić czy nie mówić, a jeśli mówić to komu?  Jakoś-do-tego-przygotowanym?
A może to podświadome podszywanie się pod nauczyciela...  :oops:
Czy temat i Portal jest tylko dla "wtajemniczonych"?

(W głębi duszy potrzebuję, żeby ktoś mnie opieprzył: Filip, nie gadaj! Wybaczaj!!!)

Pozdrawiam, F

Leszek:
Też mam w sobie tego " ducha mądrali ". No i olał - mam. Najgorsze jest wtedy , gdy pojawiają się mądrzejsi...( lub z bardziej przekonującym duchem...). To my trzymamy tego " ducha " ( jak i inne duchy...) i jest mu bardzo nie w smak by go puścić. Pozdrawiam

Filip:
Dziś Dzień Ojca. Sięgnąłem ponownie po Eichelbergera "Zdradzony przez ojca"... Zatrzymałem się na rozdziale "Spadek po ojcu" gdzie autor opisuje typ "Podziwiaj mnie". Zawrzało we mnie. Myślałem, że z tatą mam wszystko wyjaśnione! (czytaj: wybaczone). No i spotkałem się dziś z tatą. Razem ze złością ujawnioną przy lekturze pojawiło się poszukiwanie jakiegoś współczucia dla ojca, że jego ojciec może też się czuł niekochany, więc wystawiał się jak pomnik do podziwiania. To tłumaczenie jak wiadomo mnie z gniewu nie wyzwoli. Myślałem też -może i tacie powiedzieć o książce i w ogóle, żeby on coś  zmienił  :wink: (jest taka pokusa z bliźnimi-prawie zawsze!) i  znowu: mówić, czy nie mówić?
No więc myślę, że raczej nie mówić, tylko pracować nad sobą. Chyba, że ktoś dzieli się ze mną obserwacją typu : "jestem nieszczęśliwy/a, a wszystko przez Kowalskiego/ą" - i ciągnie za język co sądzę to, mówię wtedy - akceptacja, wybaczanie.

A wy co sądzicie?

Pozdrawiam serdecznie, Filip

Leszek:
Widzę , że " spadek po ojcu " mamy taki sam... Myślę , że tzw. Radykalne Wybaczanie czy jak to tam nazwac jest w interesie i głównie dla dobra wybaczającego , a z mojej obserwcji na sobie , pod przykrywką tzw. oświecania innych kryje się jakaś ukryta zemsta , pokazanie jaki jestem wspaniały itp. No i takie oświecanie najczęściej kończyło się  jeszcze większym mrokiem. Pozdrawiam.

Miriyan:
Moim zdaniem to zależy od sytuacji - na ile osoba jest gotowa i chętna znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Zdarzało się, że mówiłam, ktoś skorzystał i potem był wdzięczny, że w całym galimatiasie tak naprawdę o to jedno chodziło. Ale też kiedy proponowałam to komuś bliskiemu, to totalny mur, wręcz agresja, jakbym trzymała stronę tego "wroga". A mi się serce krajało, bo wiedziałam, że lekarstwo jest w zasięgu ręki. Nie bez powodu jest powiedzenie "na złość mamie odmrożę sobie uszy". Póki sama ziejąca nienawiść jest zemstą, nie ważne jakim kosztem siebie, nie widzę szans, żeby ktoś był gotów naprawdę wysłuchać pomysłu na wybaczanie.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej